Wywiad z seksuologiem dr hab. Michałem Lwem – Starowiczem
Walka o karierę, wygodne życie na godziwym poziomie, pieniądze i sławę, czyli niekończące się godziny w pracy, a potem jeszcze kolejne w domu przy komputerze i chroniczny brak czasu. Efekt? Życie prywatne, rodzinne i seksualne w strzępach. O seksie pracoholików rozmawiamy z dr hab. Michałem Lwem-Starowiczem.
Na początek skoncentrujmy się na seksie singli, którzy poświęcają pracy po kilkanaście godzin dziennie. Nie mają czasu na poukładanie życia osobistego i zbudowanie trwałej relacji, a jednak mają potrzeby. Jak długo można funkcjonować uprawiając doraźnie cyberseks, a więc de facto samozaspokojenie?
Teoretycznie można tak funkcjonować przez całe życie, a aktywność seksualna nie musi być ograniczona do cyberseksu, bo w Internecie z łatwością można znaleźć partnera lub partnerkę chętną na seks bez zobowiązań. Pracownicy korporacji i biznesmeni rezygnują czasem z lunchu na rzecz szybkiego seksu lub masażu erotycznego. Istotne są zatem nie tyle możliwości, ile konsekwencje i wymiar emocjonalny takiego życia. Z mojego punktu widzenia jest to dość smutny scenariusz, ponieważ uważam tworzenie bliskich więzi i związków romantycznych za niezwykle istotny element człowieczeństwa.
Czy przedłużające się życie z masturbacją może w konsekwencji doprowadzić do zaniku umiejętności doznawania przyjemności z seksu w realu, w zbliżeniu z drugim człowiekiem? Masturbacja jest łatwiejsza, nie wymaga tyle siły, zaangażowania, sami najlepiej wiemy jak sobie szybko dogodzić, a na początku partner zawsze szuka i zawsze trochę błądzi, taki seks wymaga czasu, cierpliwości i wyrozumiałości.
Tutaj też nie ma jednej reguły. U mężczyzn masturbacja jest zwykle częsta w okresie dorastania i nie prowadzi do występowania zaburzeń seksualnych w przyszłości, a partnerzy potrafią się szybko dopasować w łóżku. Z drugiej strony, wieloletnia aktywność seksualna oparta na samej masturbacji, szczególnie w powiązaniu z oglądaniem pornografii i brakiem doświadczeń w relacji z partnerką lub partnerem, w istocie może doprowadzić do problemów w późniejszym związku seksualnym. Dzieje się tak, jeżeli dochodzi do utrwalenia nawyków określonej stymulacji, którą trudno odtworzyć z parnerką/em, pojawiają się trudności w komunikacji, lęk przed bliskością, albo brakuje motywacji, żeby uwzględnić potrzeby drugiej strony, bo podczas samotnego, wirtualnego lub płatnego seksu nie było takiej potrzeby.
Czy pojawienie się relacji „friendship with benefits”, w więc koleżeństwa z korzyścią/bonusem jest wynalazkiem pracoholików?
Jest wynalazkiem ludzi, którzy chcą czerpać przyjemność z seksu bez zakładania rodziny, prowadzenia wspólnego domu, czy monogamicznych zobowiązań. Taka relacja pozwala im na większą koncentrację na sobie, np. na budowaniu kariery, realizacji innych potrzeb. Dla większości jest to rozwiązanie czasowe. Nie należy utożsamiać tego zjawiska z pracoholizmem, choć w życiu pracoholika faktycznie może zabraknąć miejsca na rozwój w innych obszarach, nie tylko tych związanych z relacjami i seksem.
Kolejny aspekt, który dotyczy singli i tych w związkach, to spadek libido. Skoro człowiek wiecznie w pracy, to notoryczne zmęczenie musi odbić się na potrzebach i możliwościach. Jakie są fizyczne konsekwencje?
Chroniczne zmęczenie, stres i deprywacja snu prowadzą do osłabienia popędu i występowania innych problemów seksualnych, np. zaburzeń erekcji. Siedzący tryb życia, brak aktywności fizycznej i złe nawyki żywieniowe sprzyjają otyłości, zaburzeniom hormonalnym i krążeniowym. To także wstęp do przedwczesnej seksualnej emerytury.
Skoro o niemocy to wchodzimy na grunt pracoholików będących w związkach. Brak siły i ochoty doprowadza do zaniedbywania partnera i w konsekwencji do problemów w związku. Czy w tym wypadku radziłby Pan wizytę u seksuologa czy u psychologa?
W życiu pracoholika brakuje miejsca na rozwój innych sfer życia poza pracą i to rodzi problemy małżeńskie, seksualne oraz zdrowotne, może przyczyniać się do występowania zaburzeń somatycznych lub psychicznych, np. zaburzeń nastroju. Pacjenci nieraz nie zdają sobie sprawy ze swojego pracoholizmu, a zgłaszają się po pomoc z jednym z wymienionych problemów i do odpowiedniego specjalisty. Jeżeli myślimy o „leczeniu przyczynowym”, to najwłaściwszym adresem jest psychoterapeuta będący psychologiem lub lekarzem, choć dobrze, żeby był doświadczony w diagnozowaniu i terapii tych problemów, z którymi zgłasza się pacjent, np. zaburzeń seksualnych lub konfliktów małżeńskich.
A czy Pan doktor pracoholikiem? A jeśli tak to jak Pan radzi sobie z tematem na własnym podwórku?
Dużo pracuję i bardzo lubię swoją pracę, ale nie czuję się pracoholikiem. Cenię sobie urlopy i czas „wyłączenia” od obowiązków zawodowych. Lubię towarzystwo, dobre jedzenie, wino i muzykę oraz aktywne spędzanie czasu z dala od pracy.
Czy przychodzą do Pana po poradę partnerzy pracoholików? I co sami mogą zrobić w tej sytuacji?
Przychodzą i niestety niewiele mogą zrobić dopóki pracoholik nie będzie miał motywacji do zmiany. Chociaż zawsze zalecam „miękką komunikację” i próbę przemówienia do rozsądku, to w rzeczywistości często działa dopiero postawienie sprawy „na ostrzu noża” i perspektywa rozstania.
Jak Pan ocenia polskie społeczeństwo, mamy tendencję spadkową czy wzrostową w tym temacie?
Rozmaite raporty wskazują na to, że pracujemy dużo, jesteśmy społeczeństwem „dorabiającym się”. Nie należy jednak mylić pracowitości z pracoholizmem. Praca ma przede wszystkim wymiar budujący, sprzyja samorozwojowi, satysfakcji z osiąganych sukcesów. W gabinecie często spotykam ludzi, którzy przeżywają kryzys i czują się zagubieni. Równocześnie, coraz częściej mówi się o „work-life balance” i profilaktyce wypalenia zawodowego.
Magdalena Radomska
Wywiad ukazał się w magazynie Dolce Vita – 35/2016.